Forum - HAJLO.COMmunity [ forum dyskusyjne, kasa za posty, forum młodzieżowe, forum wielotematyczne ]


Nabór do ekipy forum!!! Więcej informacji: Napisz PW

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości



(18-10-2010 14:25) #1

Autentyki

Autentyki

Koleżanka mi przesłała (...). Fakt z życia kuzyna:
"Odwaliłem wczoraj tekst tygodnia. Byłem w firmie XXX - producenta lodów. Naprawiałem ksero. Latem czasami częstują nas tam lodami XXX. No więc siedzę tam i grzebię przy maszynie, gdy do biura wpada sekretarka, jak piękna tak głupia, i już na wstępie wali tekstem:
- O! Pan od ksero! Może zrobić panu kawy albo herbaty?
- Nie, dziękuję bardzo.
- A może loda? (szczena mi opadła )
- Nie w godzinach pracy proszę pani.
Pół biura (faceci) tarzało się po dywanie. Reszta była purpurowa. A panienka zmyła się piorunem."


Mam znajome małżeństwo - Polkę i Anglika. Mają syna - parolatka (sorry, nie znam sie na dzieciach więc wieku nie podam - tak coś koło metra ma ;-) ), no i ten mały jest dwujęzyczny. Z tym, że chętniej mówi po angielsku, bo w ciągu dnia więcej czasu spędza z tatą. Kiedyś przyszedłem do nich z wizytą. Mat (czyli junior) korzystał właśnie z nocnika. Sfinalizował, co miał sfinalizować i drze się z łazienki - Daddy, I’ve finished!
Na co Paul:
- Po polsku, proszę.
A Junior jeszcze głośniej:
- TATO, JESTEM SKOŃCZONY !!!


Gram w bilard z kolegą. Biję czarną bilę do narożnej uzy. JEBUT! Odbiła się tuż obok od bandy i wpadła do przeciwległej. Przegrałem i krzyknąłem:
- Cholera, nie w tą dziurę wcelowałem... ŻEBYM WIĘCEJ NIE MUSIAŁ TEGO WYPOWIADAĆ!


Do sklepu w którym pracuje kolega towar dowozi między innymi pewien pan, który zawsze rozdaje jakieś darmowe badziewne gadżety. A jak wszyscy wiedzą czas to pieniądz to często szybko przemieszcza się swoim oznakowanym autem między różnymi miastami i często jest kontrolowany przez władze. Pewnego razu miał jakieś latareczki warte co najwyżej 5zł i jednego dnia rozdał chyba z 10 już zamiast mandatów i pod koniec dnia wraca normalną prędkością a tu HALT. Podchodzi gliniarz i mówi:
- Dzień dobry koledzy mówili że ma Pan takie ładne latareczki.


Na ostatniej lekcji historii w semestrze, nie pamiętam już którym, przyszło do wystawiania ocen. Nauczycielka była już dość leciwa i niekoniecznie lubiana. Doszła w dzienniku do mojego kolegi X. Wahała się czy wystawić mu 3 czy 4. Myślała głośno a z sali dobiegał głuchy pomruk:
- Czwórkę mu...stara czwórkę mu.
Na co ona z uśmiechem na ustach :
- Ach no dobrze, faktycznie się stara.


Pracuje w dużej firmie, która zajmuje się obsługą ruchu kart płatniczych. Któregoś dnia do naszego DOK-u dzwoni nasz kontrahent i wywiązuje się taki dialog z naszym operatorem :
- Dzień Dobry. Proszę Pana czy ja mógłbym wymienić papier w naszym terminalu ?
- Dzień Dobry. To znaczy? Skończył się panu i chce Pan zamówić nowy ? Czy też chce Pan żebym Panu pomógł w jego wymianie ?
- Nie, nie ... Ja bym chciał w ogóle nowy papier ...
- Jak to nowy ???
- No bo proszę pana na tym ... to znaczy na tych kopiach rachunków co klienci otrzymują to się drukuje na odwrocie napis : "Zapraszamy ponownie" ...
- ??? No to chyba dobrze ? Przecież to reklama dla Pana punktu ... !
- No tak.. ale wie Pan to trochę tak nie na miejscu ...
- Jak to nie na miejscu ? O co Panu chodzi ??
- No bo widzi Pan .... ja dzwonię... ja dzwonię.... z zakładu pogrzebowego ...
Zmieniliśmy mu papier na czysty ....


- Imię i nazwisko?
- Jerzy Bończak
- Zawód?
- Aktor
- Ma Pan na swoim koncie doświadczenia telewizyjne. Prowadził Pan też Koło Fortuny ?
- Tak parę razy się zdarzyło, że prowadziłem Koło Fortuny. Zazwyczaj robił to Wojtek Pijanowski. Zarzucaliśmy mu, że jest obcesowy, nieprzyjemny dla uczestników. Twierdziliśmy, że gdyby ten teleturniej prowadzili aktorzy, wszystko byłoby na luzie. No i wykrakaliśmy sobie...
W czasie prowadzonego przeze mnie programu zdarzyła się taka historia. Hasło było dość długie i dość długo zawodnicy odgadywali litery. W pewnym momencie brakowało już trzech czy czterech liter. Jedna z zawodniczek powiedziała nagle:
"Ech! Decyduję się! Odgaduję hasło!" Muszę uprzedzić, że prawidłowe hasło brzmiało: "Każdy ma w życiu swoj pięć minut". Tymczasem zawodniczka powiedziała: "Każdy ma w życiu swoje pięć minet"! Troszkę mnie zmroziło, o mało nie upadłem na plecy, ale... wszystko było rejestrowane, nie dało się wyciąć. W związku z tym z zimną krwią powiedziałem: "Przykro mi, ale to nie jest to hasło. Proszę następnego zawodnika." On zaś był tak speszony odowiedzią poprzedniczki, że w ogóle niczego nie wydukał. Po jakimś czasie wreszcie odgadnięto hasło. Zawodniczka, która miała takie erotyczne skojarzenia, doszła do finału. A finał odbywał się w specjalnie wyznaczonym miejscu na planie. Tam ustawiono odpowiednie światło, ostrość kamery i tam właśnie stawiało się zawodnika, który dochodził do finału... Miejsce to zaznaczone było wbitym w podłogę gwoździem. Zwróciłem się do zawodniczki, mówiąc: "Zapraszam panią na gwoździk!" Zapadła cisza, ona spojrzała na mnie i powiedziała:
"Oj, panie Jurku, panie Jurku! Panu to już się wszystko kojarzy, naprawdę..."


Jeden z moich klientów przyniósł mi ostatnio jakieś faktury podpisane przez jego pracownika nieczytelnie bardzo. Pytam czyj to jest podpis. A on do mnie:
- Nie wiem. Ja się podpisuję swoim ptaszkiem.


Średniej wielkości urząd w średniej wielkości miejscowości, mnóstwo petentów, kolejka jak jasna cholera, wiadomo dużo ludzi każdy coś tam plapla z sąsiadem.
Z jednego z pokoi wyskakuje pańcia:
- CISZA!!!!! Tutaj się pracuje!!!!!!!!!!!
Głos z tłumu:
- NIE WIDAĆ


Starszy jegomość koło 50, siada przy stanowisku, mówi ładnie
- Dzień dobry
Na co pańcia rzucając mu wielką knigę z nazwiskami petentów:
- Muszę na chwilę wyjść, niech się pan znajdzie..
Gościu siedział tak z dobre 10 min.
Pańcia wróciła z kawką i pyta ;
- Znalazł się pan???
- Pani wybaczy ale nie czułem się zagubiony.


Opowieść o Szamanie, który jest w moim kręgu towarzyskim postacią legendarna:
Impreza, znajomy bawi się w najlepsze, patrzy w prawo, tam Szaman! Pomachał mu, tamten odmachał, no i luz. Patrzy w lewo, potem znowu w prawo i... Szamana ni-hu-hu! Poszedł zbadać sytuacje, patrzy, a tam Szaman leży na parkiecie. No to mówi:
- Szaman, chodź idziemy do pokoju się położyć!
- Ty idź, a ja zaraz dołączę!
Facet wiele nie myśląc poszedł i czeka... i czeka... i czeka... w końcu nie wytrzymał, podniósł się z miejsca i już ma wychodzić gdy w drzwiach staje Szaman i krzyczy:
- Rozmawiałem z Bogiem!!!
- No jak to, kiedy? - pytają współlokatorzy.
- No leże sobie na parkiecie, zachciało mi się rzygać, zamknąłem oczy a tam Oczy Boga świecące we mnie czarnym światłem!
- I co mu powiedziałeś?
- No jak to co? "Nie świeć mi po oczach skur#&^lu jeden", on mi odpowiedział "Szaman, nie będziesz rzygał!".
No i nie rzygałem!


Teraz owa autentyczna historyjka:
Żona mojego kolegi pracująca w banku opowiedziała scenkę następującą:
Facet wyciągnął z bankomatu swoją wypłatę i podszedł do okienka, by ją wpłacić.
- Po co pan to robi?!
- No przecież z tej skrzynki mogą ukraść!


Tak jak pisałem pracuję w firmie, która obsługuje ruch kart płatniczych w Polsce. Często zdarzają nam się autoryzacje kart zagranicznych przy których jest wymagany kontakt wystawcą karty (nie ważne czy to Republika Burkina Faso, Bangladzesz czy inne podobne) ...dzwoni się wtedy do banku i wszystko ...
Niestety nie zawsze taki bank jest otwarty a przodują w tym francuzi, których banki często są zamknięte od piątku do poniedziałku... wtedy uzyskanie autoryzacji nie rzadko graniczy z cudem ...
No i któregoś pięknego piątku naszej koleżance pod koniec zmiany trafiła się właśnie taka francuska karta i opłata za hotel. Gość chciał już wyjechać i zapłacić a system żądał kontaktu z bankiem ... kumpela mordowała się prawie godzinę dzwoniąc na przemian to do banku to do Mastercard France ... no i qpa ... nic z tego nie wyszło ...
Miałem okazję wracać z nią autobusem ... stoimy sobie "na kole" ... na kolejnym przystanku do autobusu wsiada nasza koleżanka z innego zespołu i zaczyna sobie z moją kumpelą gaworzyć ... autobus nabity .. ledwo się ruszyć można... no i w pewnym momencie moja koleżanka niewiele myśląc rzuca na głos taki tekst :
- Wiesz Gośka! Robiłam dzisiaj prawie godzinę francuza ... i jak zwykle dupa!


Kumpela w swoim 23- letnim żywocie zdołała już się dorobić 4 -letniego synka o wdzięcznym imieniu Kevin (pod wpływem filmu). Dziś owa kumpela opowiedziała mi o najnowszym osiągnięciu jej cudownej latorośli.
Otóż Kevinowi gdy dziś mył ząbki wpadła do klozetu szczoteczka, o czym wrzeszcząc poinformował mamusię.
Gdy mamusia zobaczyła co się stało, wyłowiła szczoteczkę i wyrzuciła do śmieci w celu utylizacji. Gdy Kevin to zobaczył pobiegł do łazienki i przybiegł ze szczoteczką swojego tatusia. Podobnie jak mamusia, wyrzucił szczoteczkę do śmieci. Kumpela zdziwiona zapytała:
-Kevin, oszalałeś? Dlaczego to zrobiłeś?
-Bo taty szczoteczka też mi kiedyś wpadła do muszli.


Mówię do mojego kumpla z pracy :
- Tomaszek ... mam idea .. w sobotę po szkoleniu bierzemy Mattiego i wpadacie do mnie browara. Żona i kot na działce będą. Chata wolna ...
Tomaszek na to :
- Niezła myśl. Warta przemyślenia. Tylko co ja z moją żoną zrobię ? Wiem .. muszę się z nią pokłócić ... zaraz jej wyślę sms-a żeby grunt przygotować ...


Zima roku 1993. Kumpel dostaje w prezencie od ojca nowiutką Amigę 1200 przywiezioną z Austrii. Wybieramy się do niego we trzech z browarkiem żeby oblać nowy zakup i przy okazji oblukać to cudo .. a tam oblukać ... POGIERCOWAĆ NA MAKSA !!!
Sobota ... siedzimy już u niego od rana bez przerwy na posiłek ... oczy zamglone ... twarze czerwone z emocji ... w pewnym momencie jego mama woła:
- Mariusz !!! Obiad !!!
Mariusz idzie do kuchni i słyszymy:
- Mariusz ja nie mam obiadu dla kolegów ... siedzą już osiem godzin .. może Ty im powiedz żeby poszli na obiady do domu i potem wrócili ?
- Nie .. spoko .. oni nie są głodni ... są pochłonięci grą ...
Mariusz zabiera talerz ze sobą i przychodzi popatrzeć jak gramy ... Co prawda pochłonięci grą... ale apetyty nam dopisują wiec w praktyce obiad zostaje pochłonięty na czterech ...
Mama Mariusza wchodzi z nienacka do pokoju w momencie kiedy Lipa pochylony nad talerzem błagalnym głosem zwraca się do Mariusza :
- Nooo jeszczeee kartofelka !!!
Lecimy wszystkie dostępne gry po kolei : Pinbal Fantasies, Lost Vikings, Alien Breed ... same hity .. dorywamy w końcu tenisa i zaczyna się walka na dobre ... ja i Lewy toczymy pojedynek ... przepiękne zagrania, asy ... wirtuozeria (a gramy w to pierwszy raz ) .. dochodzi północ .. od godziny toczę z Lewym pojedynek ... Mariusz i Lipa nam kibicują a szala przeważa się tu i tam ...
W pewnym momencie Lewy wykonuje nagłe uderzenie .. tak gwałtowne że przyssawki joya odrywają się od blatu biurka i Lewy ląduje na podłodze ...
.. o dziwo jego zawodnik nadal gra ... Lewy wybałusza oczy na telewizor .. ja też ...... puszczam joya ...mój zawodnik nadal się zwija ... o qwa ... to DEMO!!!
A Niuniek na to :
- Co tam demo ... ja Wam nawet joysticków nie podłączyłem ....


Pewnego razu na imprezie mój szanowny kolega postanowił spróbować jak to jest po trawce. Był to jego pierwszy raz i sam nie wiedział, co się będzie z nim po niej działo, ale efekt przeszedł najśmielsze nasze oczekiwania. I tu muszę wtrącić, że jako osoba preferująca raczej picie niż tego typu używki świetnie się bawię na takich imprezach, bo wkręcam wszystkich ujaranych, ci co już przy mnie palili trawkę wiedzą o tym i przezornie mnie unikają, ale kolega był prawiczkiem w tej dziedzinie i udało mi się nieźle zabawić jego kosztem. Biedaczek nie potrafił wejść po schodach i pyta:
- Majka, jak ty to robisz, że ty tak chodzisz po tych schodach w górę i w dół?
- Konradzik, bo to są schody ruchome chwyć się poręczy i czekaj spokojnie aż zawiozą cię na górę.
Konradzik wydał z siebie pełne zrozumienia AHA i czekał na ludzi, którzy przechodzili poganiał mówiąc:
- Proszę zejść z taśmy, bo popsują mi państwo schody ruchome, a gdzie ja o tej porze mechanika znajdę.
Jak już wjechał na górę wszedł na salę a w jej rogu stał podest na którym siedziałam mając na sobie taką grubą puchową kamizelkę
- Maja, a czemu ty masz na sobie kapok?
- Misiu, bo jesteśmy na łodzi i właź na pokład, bo się utopisz.
Dwa razy nie musiałam mu powtarzać wlazł na podest otworzył okno stanął na parapecie i krzycząc " Jestem panem świata" wypadł na zewnątrz.


Dwóch kolesi dorwało grę Vietcong .. taki shooter FPS... i zaczęli sobie pogrywać ..
Po jakimś czasie jeden dzwoni do drugiego:
- No jak tam ?
- No super ..
- Gdzie jesteś ??
- A tu i tu
- O .. to ja też...
- To na razie
Dwie godziny później:
- No i ?
- Aaa... wyj#bałem się do jakichś tuneli, ciemno jest, nic nie widać i błądzę już od godziny ...
- No właśnie .. ja też ...
- To na razie
Godzinę później:
- No i co ?
- No ku#wa nadal się kręcę i nie wiem jak wyjść ...
- Wiesz co ... coś odkryłem ... jak podejdziesz bliżej ściany to kursor się zmienia..
- Ooo.. faktycznie.. to może pomóc
Godzinę później:
- No i ...
- No i ku#wa gówno .. kto to wymyślił ... ten kursor nic nie daje
- No właśnie ... ale porażka ... no nic trzeba próbować ...
- Na razie ...
Godzinę później:
- No jak tam...
- $@!%@%$!!@#!@$ !!!!
- Hmm... wiesz co ..
- No ?? $$%^#%$#%^ !
- Naciśnij "L"
- A po ch... ??!!!
- WŁĄCZYSZ LATARKĘ ...


Idę spać. Muszę wstać o 4:00 bo na 6:00 do pracy, a kładę się po północy. Nastawiam w kompie głośniki na maxa, podgłaszam Winampa i tego suwaka w windzie. Budzik nastawiony. Dołączam jeszcze program ściągający, wyłączam monitor, gaszę światło i w kimę.
Leżę spokojnie w wyrku. Już po woli zasypiam, powieki takie ciężkie, zaraz będę chrapał i..
Naraz jak coś nie p**rdolnie! Jak na rozkaz: lewą nogą wyrzucam w górę kołdrę, ta frunie w górę i opada mi na głowę. Walczę z nią rękami i jednocześnie prawą nogą szukam oparcia na podłodze. W końcu trafiam nogą w podłogę, zrzucam kołdrę na jakieś rzeczy i coś tam przewracam (jakieś opakowania od CD, długopis? ). Stoję na nogach! Trzymam się za serce i staram sobie uprzytomnić co to było?... A w domu cisza... Jak makiem zasiał... No żesz w... Domownicy śpią, nikt głupiego dowcipu nie robi...
Podejrzliwie zerkam na biurko... czyżby mój komputerek? Włączam monitor a tam właśnie się coś ściągnęło. A jak się ściągnie to wydaje delikatny głos gitarki. Takie tycie boing! No chyba, że ktoś da głośniki na full...


Legnicki AUCHAN... 30 maja (tfu!!! kwietnia oczywiście) rano.
Stoję sobie z wózkiem pełnym jakiegoś badziewia do firmy w kolejce do kasy... a przede mną dwie jakby to powiedzieć ... szmule (pół kilo tapety... podgrzanej w piekarniku, pasior w gaciach, pasek zamiast okrycia dolnego i obowiązkowe żelazka) podsłuchałem ich rozmowę... przeczuwając że będzie ciekawie i nie pomyliłem się...
Oto dialog:
- Wiesz Sandra, nie mogę się doczekać jutra.
- No ja też.
- Tyle nowych towarów.
- No, tanie kosmetyki i ciuszki.
- A wiesz Sandra co jest najfajniesze?
- No?
- To że ostatni raz dziś płacimy tymi głupimi złotówkami i od jutra EURO...


Niedziela. Autobus podmiejski, pełno pseudokibiców. Na mecz Legii jechali do Warszawy. I takaż to rozmowa między się nimi wywiązała:
Kibol 1- Jedziesz w czwartek napierdalać globalistów?
Kibol 2- Anty!
Kibol 1- Ja ci k.. dam anty jakie anty jedziesz i tyle!
Kibol 2- Antyglobalistów!
Kibol 1- Jeden ch.. - to co jedziesz?
Kibol 2- Ale za co???
Kibol 1- Jak to k..za co?? za Legię!!!


Bomblujemy sobie kiedyś z paczką znajomych tequille u mnie na farmie.
Kolega Janusz już bardzo nabomblowany odmawia następnej kolejki ...
- Janusz ! Dawaj szkło ! Lejemy !!!
- Yyyyp! Heeep! Ja juuuuż niiiieeee moooogę !!!
- Co ty tam pierdzielisz że nie możesz! My Ci powiemy kiedy nie możesz !!!
- Kieeeeedy ja nie mooooogę chłopaki !!! Na prawdę już nie mogę !!!
- Eeee tam .. dawaj szkło !!!!!
- Nieeeee!!!! Reeeeeeligia mi nie pozwala !!!!
- ???
Januszek odwraca się do swojej małżonki i wybełkotuje:
- Praaaawda Religia ??


Dziś rano kolega .. siedzi w samochodzie i słyszy jak gada 2 lumpów.
Pierwszy mówi: Ja to nie mogę tak sam pić ...
Drugi na to: To co do lusterka walisz??
- Nie .. włączam radio no i chlup Panowie ....


Od paru godzin zza okien dochodzą do nas dźwięki jeżdżących na sygnale karetek, radiowozów, pomocy technicznych itp. .... oczywiście wszystko związane z jutrzejszym najazdem naszej stolicy przez jakąś szarańczę antyglobalistów, anarchistów, masochistów i Bóg raczy jeszcze wiedzieć kogo ....
Kumpela od nas z pracy robi właśnie prawko i dzisiaj rano miała pierwsze jazdy.
Pytam się jej :
- No i jak Ci pierwsza jazda poszła ?
... za oknem kolejny dzwięk syren ...
Kumpela na to wpół słowa :
- Nie słyszysz ?? Jeszcze ofiary zwożą ....


Jedziemy sobie wąską szosą, Kubuś postanowił wyprzedzać jadącego przed nami peżocika, on wyprzedza, kobita wyprzedzana przyspiesza, samochód jadący z naprzeciwka coraz bliżej, laska odwraca się i czytam z ruchu jej warg: pozdrowienie kierowcy:
- Co k***wa robisz idioto!!!
Kuba rezygnuje nagle z czołowego zderzenia i niezadowolony konstatuje
- J*bana dwieścieszóstka!
Ja - myśląc o pani za kierownicą:
- Ale brzydka!!
Kubuś dalej w swoim świecie
- No, i strasznie niewygodna w środku!!!!!


Rzecz działa się w czasach, gdy ukazywała się popołudniówka stołeczna "Express Wieczorny", a sukcesy sportowe odnosiła zawodniczka Ruchała (w telewizji przedstawiana jako "Ruchałowa"), bodajże Małgorzata.
Przygotowaliśmy strony sportowe, m.in. z newsem o medalu ww. narciarki, zatytułowanym "Ruchała na podium". Kolega-autor tekstu i tytułu zaniósł wydruk naczelnemu.
- K..a mac! - usłyszał. - P..ło Cię, taki tytuł?! Zmień natychmiast.
To zmienił:
"Ruchała na medal"
Sie działo następnego dnia...


Siedzę sobie dzisiaj w pizzerii i jem pizze. Niestety, ciszę niezmąconą i przyjemną przerwały trzy panienki-studentki i zaczęły nadawać mi nad uchem. Jedną jak mówiła (a raczej jak oddawała serię za serią z tego karabinu maszynowego co go miała zamiast ust) słychać było w całym pomieszczeniu...i właśnie ona mówi do koleżanek:
- Kurczę, coś mi komórka nawala.... Bo wiecie, przestawiłam sobie na angielski, no i piszę sms-y, a one do innych po polsku dochodzą.


- No i spisali mnie [policjanci]. A wiesz za co? Bo gadałem przez komórkę jadąc na rowerze. Ja ich pytam: "Ale w czym to szkodzi?". A oni na to, że "jakbym miał ostro hamować, to nie dam rady". No to się wkurzyłem i mówię: "Panowie - ja mam hamulec nożny!". Ale oni dalej swoje, że stwarzam zagrożenie, no to ich pytam: "No dobra... A jak będzie jechał jednoręki na rowerze, to też dostanie mandat?". Na co koleś:
"No... jeśli też będzie gadał przez komórkę..."


W zamierzchłych czasach liceum do mojego bloku na ósme piętro wprowadziła się rodzinka z 8-10 letnia córeczką. To przemiłe stworzenie miało zwyczaj bawiąc się przed blokiem wołać rodziców, żeby rzucili jej to czy owo ("TAAAATOOOO, RZUC MI PIŁKĘ!!!!!!"), bo nie chciało jej się wjeżdżać na górę, a nie było wtedy domofonów. Bardzo nas to z kumplami irytowało, bo zanim "Tato" usłyszał, to tych wrzasków było sporo i nawet nie można było pogadać. Któregoś lipcowego popołudnia siedzimy sobie na ławeczce, a nasza idolka zaczyna: "TAAAATOOOO!!!".
Tata:
- Czego chcesz?
I wtedy nasz kolega Pyton (do dziś jak sobie przypomnę to sam się do siebie śmieję), naśladując jej piskliwy głosik wrzasnął (przypominam o ósmym piętrze):
- Rzuć mi q**wa ROWER!!!!!
Ze względów estetycznych nie przytoczę tego, co odpowiedział równie donośnie przykładny tatuś...


Było to jakieś 8 lat temu na jakimś wyjeździe kolonijnym (o zgrozo!). Nadszedł dzień urodzin koleżanki z domku, co trzeba było oczywiście opić. Zrobiliśmy mały, siedmioosobowy spęd najbliższych nam nad tym jeziorkiem ludzi i zaczęliśmy imprezę. Ogólnie rzecz biorąc lało się wino i piwo. Jeden tylko kolega wyróżniający się irokezem i porządnymi glanami stwierdził, że on się inaczej rozweseli. Siedział więc pod oknem i rozweselał się stopniowo, a dymek leciał na zewnątrz. Po jakimś czasie zauważyliśmy, że Jędruś (bo tak miał na imię ten młodzieniec z przyciętą krzywo fryzurą) kręci głową jakby obserwował latające z prędkością światła muchy. Pytamy więc: "Jędruś! Co jest?" Jędruś na to: "Akaszmity". Z jednoczesną pewną nieśmiałością i konsternacją pytamy więc: "A co to są akaszmity?". Na co Jędruś z rozbrajającą szczerością przyznał: "A ch*j ich wie, ale pełno ich tu".


Matma to moja pięta achillesowa ... nie cierpiałem jej od dziecka ... jedynie z geometrią jakoś sobie radziłem. Nasza wychowawczyni jednocześnie uczyła nas matematyki. Jak na to teraz sobie patrzę z perspektywy to ona tak nas uczyła tej matmy jak ja gram na skrzypcach. Robiła zadanie na tablicy. Potem wzywała kogoś i on robił zadanie z podręcznika ... i tak w koło Macieju ... żadnych wyjaśnień. Siedzieliśmy na matmie z Kraszanem cierpiąc okrutne katusze ...
To była bodajże lekcja o całkach ... czyli czarna magia. Kraszan wlepiał wzrok w tablice próbując coś zrozumieć .. w pewnym momencie wybełkotał :
- Qwa .... Dżizus !!! Po co my się tego uczymy ???
Z sąsiedniej ławki odezwał się Dziengiel :
- Żeby Cię w sklepie nie oszukali baranie !


To były fajne czasy. Moi starzy w zasadzie każdy wolny weekend od marca do listopada spędzali na działce w Broku (100 km od Warszawy) ...
Wolna chata nie mogła się zmarnować toteż często organizowałem klasowe imprezki, nasiadówy itp.
Każdy wiedział że na imprezach u mnie panowała samoobsługa ... każdy wiedział gdzie jest kuchnia, czajnik, kawa, herbata i lodówka ... każdy mógł się obsłużyć sam ...
Przyznaje że czasami złośliwe ze mnie bydle. Ale pewnie każdy z Was zna taką osobę, której serdecznie nie cierpi. Staram się nie oceniać osób po wyglądzie ale w przypadku tej panienki, która została gwiazdą wieczoru (jak za chwilę przeczytacie) już od pierwszego momentu jak ją zobaczyłem poczułem że z chęcią kopnąłbym ją w d...
Córka podwarszawskiego badylarza, który posiadał hektary pomidorów pod szkłem. Na każdym kroku pokazywała wszystkim jaka to ona ważna i jak trzeba się z nią liczyć ....
No i nieszczęście padło na naszego kumpla z klasy. Zakochał się biedaczek w tej wywłoce. Cała nasza klasa (łącznie z męską częścią) zgodnie stwierdziła że "oczy mu cipą zarosły".
No i któregoś dnia kolega przywędrował do mnie na dżamprezę z tą topielicą ...
Właśnie densowałem na środku pokoju z grupą koleżanek kiedy to nieboskie stworzenie podeszło do mnie i szepnęło mi do ucha :
- Czy możesz mi zrobić kawy? Tylko z mlekiem jeśli masz ...
Akurat kończył się utwór. Muzyka przycichła więc wszyscy znajdujący spojrzeli na nas. I w tym momencie cos we mnie pękło i rzekłem na głos wskazują jednocześnie drzwi w przedpokoju:
- Kupę ?? ... tam jest łazienka ...
Panna wyszła z imprezy 60 sekund później... a towarzystwo rżało do rana... nasz kolega rozstał się z nią parę dni później. W zasadzie uratowałem mu życie


Kolega siedzi w toalecie, a w tym samym czasie zaczyna dzwonić jego, leżąca na biurku, komórka. Dzwoni głośno i natarczywie. Wszyscy oczekują, że za moment uruchomi się poczta, ale nic z tego, aparat jest ustawiony na dzwonienie do usr..ej śmierci. Kolega krzyczy z toalety: „niech ją ktoś wyłączy”.
Tylko na to czekałem….Jedną ręką wyłączam aparat, a drugą równocześnie ciskam o ziemię dziurkacz.
Z toalety słychać: Ty biiip. Nie musiałeś bbiiiiiiiiiip biiiiiiiiiiip biiiiiiiiiiiiiiiiiip bbiiiiiiiiiip mi komórki.


Szukam mojego zszywacza, który jak większość naszych biurowych narzędzi często zmienia właściciela ...
- Kto widział mój zszywacz ??...Niebieski ... podpisałem markerem "Misio"!
Cisza...
- No kurna ... miałem go od piątku i już zaje#ali ??
- Halo !!! Widział go ktoś??
Głos kumpla z końca sali:
- A co ?? Jeszcze rat za niego nie spłaciłeś???


Koledze z pracy przez kilka dni wyłączał się komputer - ni z tego ni z owego. Zawsze o tej samej porze, w samym środku wytężonej działalności. Wszystkie nie zapisane dane musiał biedak wprowadzać na nowo, nie mówiąc już o żółwim tempie, w jakim komputer ponownie się uruchamiał. W końcu zaryzykował i zadzwonił po informatyka. Ten zszedł "od razu", czyli na drugi dzień, postukał z tajemniczym uśmiechem w klawiaturę i po chwili z zadowoleniem obwieścił:
- Załatwione!
Na dociekliwe pytanie, w czym był problem, odpowiedział z rozbrajającą szczerością:
- Nie wiem! Ale przestawiłem ci godzinę i teraz będzie resetował się dopiero po pracy!


To było w trzeciej klasie ogólniaka więc kilkanaście lat temu...
Pojechaliśmy z klasową wycieczką do Krakowa. Mieszkaliśmy w jakimś hotelu w którym część obsługi składała się z żołnierzy... to chyba był hotel Wisły Kraków ale już dobrze nie pamiętam ... W każdym bądź razie w nocy oczywiście balowaliśmy na całego ... nasza wychowawczyni była zawsze na tyle dyskretna że miała pokój na innym piętrze.. No i tak sobie siedzieliśmy w parę osób przy stoliku na korytarzu, w fotelikach .. na stole gorzałeczka ...
Przypętało się do nas dwóch takich szwejków... chcieli nam na początku najwyraźniej zaimponować jacy to oni wielcy kozacy.. ale jak to mówią ponieważ "nie ma cwaniaka nad warszawiaka" szybko zostali sprowadzeni do parteru ...
Nie mniej jednak dosiedli się do nas i wyjęli swoją flaszkę .... po jakimś czasie wódeczka się skończyła ale szwejki ochoczo zaproponowali wyprawę do jakiejś meliny (chłopaki nie miały kasy i się ucieszyli z darmowego picia) ...
Wybrałem się z nimi i zakupiliśmy jeszcze 3 butle ... Nie wiem co mi odbiło ale jak wracaliśmy zacząłem ich wkręcać że jeden z moich kumpli, który pił z nami ma czarny pas karate i startuje z sukcesami w międzynarodowych zawodach ... musiałem być bardzo przekonujący bo oni łyknęli to jak młode pelikany ...
Wróciliśmy... popiliśmy ... szweje cały czas obserwowały Piotra.. w ich oczach widać było blask podziwu ...
W pewnym momencie nieźle już wstawiony Piotr wyszedł do łazienki ... w chwilę potem do łazienki poszedł jeden z żołnierzy ....
Rano na kacyku zaczepia mnie Piotruś i się pyta:
- Coś ty tym szwejom wczoraj nagadał??
- A co??
- A no wszedłem do kibla ale cała posadzka była mokra, więc fiknąłem orła ... ale w ten sposób, że mi się nogi rozjechały ... prawie szpagata zrobiłem ... no i siedzę tak .. nie mogę się podnieść, a tu wchodzi jeden z tych szwejków .. popatrzył na mnie i mówi ... O SORRY .. TRENUJESZ!!! TO JA NIE PRZESZKADZAM!!! ...


Otwieram kopertę a tam zamiast oryginału pisma trzy kopie i nic więcej. Hm... dzwonię do nadawcy i pytam pannę po co mi przysłała trzy kopie, potrzebuję oryginał.
- Bo nam tak kazali! (ciekawe gdzie się uczyła obsługi sekretariatu)
Tłumaczę jak krowie na rowie, że kopie to ja sobie mogę sama zrobić, jedną, na kij mi trzy, ale muszę mieć oryginał.
- Tak? - dziwi się panna - napewnoooo? i to szybko?
Kufa już nie wyrabiam, ale wreszcie doczekałam się zrozumienia:
- Dobrze! To ja pani faxem przyśle!


Idziemy sobie z mamusią po bazarku naprzeciw nam wychodzi kolejny naganiacz, zorientował się skąd jesteśmy i głośno z szerokim uśmiechem na twarzy wykrzykuje po polsku:
- Teściowo ty stary rowerze?!?!?!?!?!?!
Po opanowaniu ataku śmiechu dowiedziałyśmy się, że turyści z Polski nauczyli go tego zwrotu i miał on znaczyć:
- Szanowna pani, czy mogę pokazać pani mój sklep?...


Po zaciekłej walce o cenę kupiłyśmy piękny alabastrowy wazon
wśród ukłonów i uśmiechów żegnamy się:
- dziękujemy! do widzenia!
- do widzenia, do wiedzenia kup se trąbkę do pierdzenia!!!!
Nie miałam siły zapytać jaki to zwrot grzecznościowy...


Jadę z ulubionymi kierowcami - Pawłem i Sławkiem, oni znają drogę więc o nic się nie musze martwić - jedynie o szczęście turystów.
W autobusach jest klimatyzacja, co objawia się wyciekaniem wody z rury wydechowej i co prawie każdy postój przychodzi zmartwiony turysta informując, że woda cieknie z rury! Chce pomóc kierowcom i dlatego informuje.
Stoimy na postoju, podchodzi turysta i patrząc na Sławka chce coś powiedzieć, a Sławek (piana z pyska już mu leci):
- Tak wiem!!! Cieknie mi z rury! Ale to normalny objaw! Wszyscy to mają!!!
a turysta:
- No tak, prostata!!!!


Kolega Wojtek jest miłośnikiem, tyle że bardziej od panienek rajcują go czołgi, modele broni z II wojny światowej i historia III Rzeszy. Łazi non-stop z tym swoim wykrywaczem metali po polach i szuka guza. Guza jednak oberwał w tramwaju. Stoimy sobie grzecznie w gronie znajomych, aż tu wsiada femme fatale, lub raczej ubersoldat: bojówki moro, płaszcz z naszytą niemiecką flagą i ... wojskowy hełm , bodaj z trupią czachą. Makijaż a’la Marylin Manson, a dziewczyna całkiem całkiem. Wojtek z błyskiem w oku (bo na jedno nie widzi - stąd kategoria D) podchodzi do tej "JI Jane" i mówi:
- Fajny hełm…
Dziewczyna zmroziła go zimnym spojrzeniem i zbliżyła się, Wojtek zaczyna się wycofywać:
- Ej, ja tylko powiedziałem że masz fajny hełm...
Rozjuszona panienka spycha go w naszą stronę
- E no słuchaj, mówię że fajną czapkę masz...
- SLAP!!! - dostał z całej siły w pysk.
- CZY NIKT W TYM ZASRANYM MIEŚCIE NIE MOŻE ZROZUMIEĆ, ŻE JA SIĘ UBIERAM ALTERNATYWNIE??!!! - wrzasnęła z płaczem w głosie i wybiegła na następnym przystanku...


W pewnym banku zepsuł się bankomat. Był to bankomat wewnętrzny. Przyjechał serwisant... siedział w środku i coś tam przy nim majstrował. Nad bankomatem przykleił kartkę z informacją "Bankomat nieczynny". Z resztą monitor był wyłączony i można się było tego domyśleć. W każdym bądź razie serwisant siedział w środku i nie spiesząc się coś tam naprawiał.... jedną ręką bo w drugiej miał kanapkę ...
W pewnym momencie do bankomatu podeszła jakaś babina i ignorując kartkę + wyłączony monitor wepchnęła kartę do środka ... serwisant wypchnął ją z powrotem ... babcia wepchnęła ją jeszcze raz ... serwisant ponownie ją wypchnął licząc na to, że może dotrze do babci że jest coś nie tak ... babcia jednak nie wiele się przejmując wepchnęła ją po raz trzeci ....
Serwisant otworzył panel z monitorem ... wyciągnął do babci rękę z kartą i powiedział:
- JEM PRZECIEŻ !!!.


- 280 dla 107!
- no jestem
- Cześć, możesz mi "blachy" sprawdzić?
- Poczekaj dyżurnego zapytam
...po 3 minutach:
- 107 dla 280
- Zgłaszam się.
- Blachy nie figurują, a dyżurny mówi, że już dzisiaj nie sprawdza
- ...nno dzięki, ale ja jeszcze nie podałem Ci tych numerów...


Do warsztatu wjeżdża laweta a na niej rozbite Cinqecento (chyba tak to się pisze???)- wyraźnie widać, że wpasowało się w drzewo. Z lawety wysiada kierowca i kobieta (kolor włosów raczej jasny).
Zaczyna się rozmowa:
- Co się stało?
- To co widać. Samochód rozbity!!
- A Pani nic się nie stało?
- Nie.
- A co się wydarzyło?
- Samochód mi się zepsuł…
- Chyba raczej go Pani rozbiła…
- Nie, nie. Jechałam do koleżanki kiedy samochód się zepsuł, po prostu stanął. Więc zadzwoniłam do koleżanki. Ona przyjechała swoim fiatem Punto, Nic nie udało się zrobić więc postanowiłyśmy holować samochód do warsztatu.
Jakoś sobie poradziłyśmy z tymi wkręcanymi hakami, plastikowymi osłonkami, dziwnymi karabińczykami przy lince holowniczej. No i kiedy hol już był zaczepiony WSIADŁYŚMY OBYDWIE DO FIATA PUNTO i ruszyłyśmy…
…(właściciel warsztatu z trudem zachowuje powagę)…
… no i na łuku moje cinqecento nie skręciło tylko wyleciało z zakrętu i uderzyło w drzewo…
… właściciel warsztatu mało nie schodzi z tego świata w spazmatycznym śmiechu…


Rzecz działa się w latach siedemdziesiątych. W środku nocy żonę pewnego mego znajomego chwyciły bóle porodowe. Widząc, że nie ma na co czekać, znajomy złapał przygotowaną torbę z niezbędnikiem w jedna rękę, żonę w drugą i udał się na klatkę schodową, do windy. A mieszkali w bardzo wysokim bloku na jednym z najwyższych pięter. W windzie, która zatrzymała się na ich piętrze znajdowali się już młody człowiek i starszy, elegancko ubrany pan, chyba po balandze, bo bardzo niezdrowo wyglądający i siedzący na stołku, który ktoś życzliwy mu do windy wstawił. Znajomy uznał, ze ten siedzący powinien małżonce miejsca ustąpić i wezwał słowami następującymi:
- "Czy, ku#wa nie widzisz, że kobieta rodzi? Wstań!"
A ten kolegę olał doszczętnie. Wiec kolega jeszcze raz:
- "Wstan!"
Zero reakcji. Wiec kolega jeszcze raz. (dom był bardzo wysoki, a winda powolna). Po którymś kolejnym "Wstań!" odezwał się młody człowiek, towarzyszący elegantowi:
"Wujek raczej nie wstanie. Trumna nie chciała nam się do windy zmieścić".


Było to w okolicach 1993 roku ... okres unitarny odbyłem w jednostce liniowej a potem trafiłem do jednego z warszawskich WKU ...
Po półtorarocznej służbie zaproponowano mi kontrakt .. z pracą wtedy bywało różnie ... płacili w miarę... były szanse na mieszkanie ... więc się zdecydowałem ...
Trafiłem początkowo do komórki, która zajmowała się poborem ... Któregoś dnia był w WKU "Dzień Pigmeja" .. tzn. wcielaliśmy do jednostek pancernych czyli przyszłych czołgistów. Po całym korytarzu kręciła się grupa młodzieńców o wzroście max 165 cm. Pracowałem wtedy na poborze z kolegą chorążym z którym się świetnie dogadywałem. Rysiek (tak go nazwijmy) miał też nieprzeciętne poczucie humoru.
Karty powołania wręcza się każdemu pojedynczo ale ostatnich czterech poborowych miało trafić do tej samej jednostki więc postanowiliśmy załatwić sprawę za jednym zamachem i poprosiliśmy ich do pokoju razem ...
No i wręczam tym czterem łebkom karty powołania z takim komentarzem :
- Panowie! Ponieważ traficie do jednej i tej samej jednostki i być może będziecie w tej samej drużynie, toteż poprosiliśmy Was tu we czterech.. możecie się już teraz lepiej zapoznać bo zapewne kolejne półtorej roku spędzicie razem... i jeszcze chorąży Wujek Dobra Rada ma dla Was wskazówkę...i tu się odwróciłem do Rysia ...
Rysio siedzący za biurkiem chrząknął... zaciągnął się papierosem (wtedy się jeszcze w takich biurach paliło) ..spojrzał spod oka na wystraszoną czwórkę i głosem mentora zagaił :
- Panowie ... jest was czterech ... zapewne domyślacie się już, że służbę wojskową odbędziecie w jednostce zmechanizowanej.. najprawdopodobniej jako załoga czołgu ..stąd też taka moja rada : PSA SE SKOMBINUJCIE !!!"


- Halo xxxxxx słucham ?
Konspiracyjny szept z drugiej strony :
- Czy Pan jest kompetentny ??
- Hmmm... Proszę Pana skoro w środku nocy odbieram tu telefony to wydaje mi się że raczej tak ...
- No to świetnie ! CHCIAŁEM ZAMÓWIĆ BUŁKI !


- HALO !!! HALO !!! Niech Pan mi pomoże !!!
- Co się stało ?? W czym mogę Panu pomóc ?
- Proszę Pana !! Jestem w bankomacie ! Nie mogę stąd wyjść... tu na nim jest Wasz numer więc dzwonie do Was, bo mam komórkę...
- Jak to "w bankomacie"?? Rozumiem że jest Pan w zamkniętym pomieszczeniu z bankomatem do którego Pan wszedł przeciągając kartę przez czytnik na zewnątrz...
- NO WŁAŚNIE ! NO WŁAŚNIE ! NA ZEWNĄTRZ BYŁ !! A TU W ŚRODKU NIE MA !!!
- ... hm... hmmm... a klamka w drzwiach jest?
- O JEEEEZU !! RZECZYWIŚCIE !!! ... DZIĘKUJĘ !
- Proszę .... (BIG ROTFL!)


- Halo xxxxxx słucham ?
- Proszę Pana ... no właśnie skasowałam klienta kartą ....


Jakaś panienka z jakiegoś oddziału banku dzwoniła do mnie kilka razy z rzędu... za każdym razem gdy odbierałem panienka mówiła :
- PROSZĘ SYGNAŁ FAKSU !
Za każdym razem tłumaczyłem jej, że dzwoni na zły numer bo nasze faksy to automaty i mają swoje własne numery ... za każdym razem podawałem jej dokładny numer naszego faksu ... ale ona upierdliwie zadzwoniła 3 razy pod rząd ...
Za czwartym razem nie wytrzymałem i kiedy ponownie usłyszałem w słuchawce :
- PROSZĘ SYGNAŁ FAKSU ! .. powiedziałem : PROSZĘ BARDZO ! ... i ... wydałem z siebie odgłos faksu odbierającego połączenie (współpracownicy mówili że całkiem podobny był ) ... i odłożyłem słuchawkę ... już nie zadzwoniła ..


Siedzę sobie na zajęciach z kumplami. Nuuuuuudaaaaa.
Nagle Czaruś mówi:
-Wiecie jakie jest moje największe marzenie erotyczne???
-???
-Siedzę sobie w hotelowym barze, gra muzyka, leniwie sączą drinka, nagle przy barze siada piękna kobieta, po prostu boska, zamawia lampkę wina i zaczyna je pić patrząc mi prosto w oczy.....ja dosiadam się do niej, patrzymy na siebie bez słowa, pytająco unoszę brew, a ona kiwa głową... razem wychodzimy i idziemy do jej pokoju, ona powoli kocimi ruchami ściąga z siebie ubranie......kładzie się na łóżku i patrzy na mnie z takim ogniem pożądania gładząc swoje ciało...
Czaruś w tym momencie przerywa.
My:
-I co!!!!???? co robicie????
Czaruś triumfująco:
-I ja wtedy mówię z niesmakiem "aleś ty dziewczyno łatwa" i wychodzę......


Podawałem kolesiowi płytę przez konduktora pociągiem. Konduktorowi powiedziałem ze płyty ma dać gościowi, który poda hasło.
- Jakie? - spytał przytomnie konduktor.
- Obojętnie - odpowiedziałem - Często ktoś podchodzi do pana i podaje hasła?
Konduktor przyznał że nie, wziął płyty i pojechał z gwizdem zielonej elektrycznej lokomotywy Polskich Kolei Państwowych.
Zadzwoniłem do kolegi i mówię mu "Kolego, płyty pojechały koleją, ale sprawa wygląda tak, że musisz podać hasło"
- Jakie? - kolega okazał się przytomnością równą konduktorskiej.
- "Niech nam żyją tysiąc lat Polskie Koleje Państwowe" - odparłem.
Na stacji przy pociągu znalazł TRZECH konduktorów i dwóch z nich podziękowało ślicznie i dłuugo odprowadzało kolegę wzrokiem. Dopiero trzeci po podziękowaniu wręczył paczkę. Wesoly


Idzie sobie koleś ulicą, wygląda normalnie, nic szczególnego w jego wyglądzie nie budzi niepokoju. W pewnym momencie podnosi rękę, palcem zatyka prawą dziurkę nosa i pochylając lekko głowę smarka donośnie. Stary patent, ale tym razem nie wyszło, bo przechodzień na kursie prostopadłym do ruchu młodzieńca nagle złapał się za czoło scierając zeń lepką substancję. Po czym zniesmaczony spojrzał w niebo...


Popiwszy trochę (a nawet bardzo) wsiedli w pięciu chłopa do cinquecento i pojechali na Plac Biskupi w Krakowie. Plac Biskupi był swego czasu miejscem dość sławnym, zwłaszcza wśród amatorów płatnej "miłości". Chłopcy pojechali, zrobili ze dwa okrążenia dookoła placu, po czym zatrzymali się przy trzech paniach i pytają o cennik.
- Normalnie 50 złotych, francuz 40 - informuje ich jedna z pań.
Na to jeden z kiboli, niezbyt rozgarnięty, z tylniego siedzenia przeciska się do przodu, wychyla głowę przez okno i krzyczy:
- Ty k**wo! Francuzom dajesz taniej!?


Parę lat temu pracowałem na myjni samochodowej, i korzystając z chwili wolnego czasu pucowałem swoją Ładę Samarę. Podjechał klient, wyszorowałem wstępnie jego autko i włączyłem maszynę. Klient zerkając na moją Ładę opowiedział mi historyjkę:
Kiedyś będąc w Warszawie czekał w kolejce do myjni samochodowej i był świadkiem takiej akcji. Do kolejki podjechał starszy pan swoją Ładą, wysiadł, podszedł do gościa, który obsługiwał myjnię i podniesionym głosem mówi:
- Panie ja chciałem stanowczo zaprotestować!
przestraszony gość z obsługi:
- Co się stało?
- Panie ja chciałem zaprotestować! Dlaczego nie myjecie Ład?
- Jak to nie myjemy Ład? My myjemy wszystkie samochody osobowe.
- To co do cholery ma znaczyć ten szyld!
Wszyscy ludzie z kolejki lukneli do góry na szyld i ryknęli śmiechem.
Na szyldzie widniał napis:
Myjnia samochodowa
"U Kazka"
ŁADNIE MYJEMY!


Trochę matematyki, podchodzę do Turka i pytam:
- Po ile zegarki?
- Po 4 $ za sztukę.
- A dwa zegarki za 5$ pójdą?
- Nie, nie (tu ich uśmiech znaczący tyle co: targuj się może coś się da zrobić z tym fantem, ale ja nie tracąc krwi wyjmuję 6$ z tekstem)
- A trzy za 6$??
- Ok.


Egzamin z dermatologii:
- Proszę pana typ l opryszczki występuje na ustach, a typ ll na narządach płciowych i pośladkach, dlaczego w ostatnich czasach obydwa te typy można spotkać w obydwu miejscach?
- ze względu na ewolucję kontaktów oralnogenitalnych.
- i....?
- oralnoanalnych?
- nie proszę pana - chodziło mi o mutację, ale prowadzi pan ciekawe życie erotyczne.


Pojechaliśmy wczoraj do mojej chrześnicy mającej około 2,5 roku z prezentem w postaci lali sporej wielkości. Przy wejściu zaskoczyła mnie tekstem: "o przyjechała moja matka boska". Po opanowaniu śmiechu wszystkich obecnych i wręczeniu lali niuńka zabrała się za sprawdzanie. Najpierw usilnie chciała zmieścić lalkę do wózka (próbowała na różne sposoby ale wózek był mniejszy), później do łóżeczka i w końcu stanęła przed nami i tekst ".... teraz trzeba nowy wózek" obiecałam jej, chwila na przemyślenia i "... jeszcze nowe łóżeczko..." co zrobić? i to dostanie ale na koniec stwierdziła "a twoja komórka też mi się podoba"


"X" lat temu zażywałem sobie poobiedniej drzemki, kiedy w tym czasie mój około 2-u letni syn poszedł do kuchni i mówi do mamy:
- Daj mi siekierke.
- A po co Ci siekierka?
- Nie Ciebie, Tate...


Junior przychodzi ze szkoły i mówi patrząc podejrzliwie:
- Kłamałaś..
Ja zdumiona:
- W czym kłamałam?
- Mówiłaś, że nie mogę mieć rodzeństwa, bo tata daleko itd.
- No ależ to świętą prawda!
- Tak...A my dzisiaj oglądaliśmy taki film. I powiem tylko jedno (pauza dla podniesienia napięcia):
- "Inwiatro"!!! Wiesz o czym mówię!! - obrażony poszedł do siebie.


Wakacje. Siedzimy sobie nad jeziorkiem. Brat z rodziną i ja z mamą.
w pewnym momencie brat pyta swojego 4-letniego syna:
- Kubuś, a ty podobno masz narzeczoną w przedszkolu?
Kubuś wszedł pod stół. Brat niezrażony kontynuuje.
- No ja słyszałem od twojej pani, że ona się nazywa Monika i całujecie się na leżakowaniu.
Kubuś wyprowadzony z równowagi wyskakuje na środek i krzyczy:
- Bo ja kocham Monikę i się z nią ożenię!!!!!!
Ja zaciekawiona:
- A ładna ta twoja Monika?
- Piękna!!!!!
- A jak wygląda?
Kuba myśli, myśli..........
- Jak małpa!


Rok 2020, lekcja historii w szkole podstawowej na wschodnich krańcach Polski. Pani zadaje pytanie:
- Powiedzcie mi dzieci, co ważnego wydarzyło się w Związku Radzieckim
26 IV 1986.
W klasie nikt nie wie oprócz Jasia.
- No powiedz Jasiu.
- Wybuchła elektrownia atomowa w Czarnobylu.
- Bardzo dobrze – powiedziała pani i pogłaskała Jasia po główce.
- A powiedz czy były jakieś skutki uboczne i następstwa tego wybuchu.
- Nie proszę pani, żadnych następstw i skutków ubocznych nie było.
- Bardzo dobrze - powiedziała pani i pogłaskała Jasie po drugiej główce.
Ciocia – hi hi hi.
Ja – zadowolony z dowcipu.
A siostrzyczka siedzi zamyślona i po pewnym czasie mówi:
- Nie rozumiem po jakiej drugiej główce?
Zaczerpnąłem powietrza żeby wytłumaczyć dziecku skutki chorób popromiennych i związanych z tym mutacji genetycznych ale ciocia była szybsza:
- Jak to Madziu, nie wiesz gdzie chłopczyk ma drugą główkę?


Moja nieżyjąca już niestety ciotka była żoną wziętego, a co za tym idzie zamożnego adwokata. W czasach głębokiej komuny, kiedy w mięsnych były gołe haki, ciotka jeździła na wieś i kupowała pół cielaka lub świniaka. Mięso rozbierano i pakowano jej do bagażnika. Dla rozrywki ciotka zabierała ze sobą równie jak ona puszystą kuzynkę.
Feralnego dnia wracając w letnim upale, ciotka z kuzynką miały poważny wypadek. Auto dachowało, obie panie były bez pasów, więc wypadły przez przednią szybę (nigdy nie pojmę, jak się zmieściły). Oczywiście milicja, karetka i obie do szpitala.
Milicjanci wiedzieli, czyje to auto, (widać kupowali mięso w tym samym miejscu) więc je odholowali pod komisariat, żeby się ktoś nadmiernie nie zainteresował. Komendant ludzki człowiek był, żal mu się zrobiło, że tyle dobra się w bagażniku zmarnuje, dzwoni więc do wuja:
- Panie mecenasie, pana żona miała wypadek. Niech pan przyjedzie odebrać mięso, co w samochodzie zostało.
Wuj żałował, że nitroglicerynę sprzedają w takich małych opakowaniach. Tabletka pod język, a resztą miał chęć wysadzić komisariat.


Mieszkam w bloku z bandą emerytów i rencistów. I właśnie przed chwilą jedna taka gwiazda ledwo doczłapawszy do domofonu dzwoni do jakieś tam swojej kumy i słyszę:
- A to ty Halinka w domu jesteś, bo ja sprawę mam, otworzysz ty mnie?
- A chodź kochana, bo ja właśnie wróciłam z cmentarza i przegryzam..


Dzisiaj miałem zajęcia z Prawa Międzynarodowego, zajęcia prowadzi bardzo fajny profesor, który lubi żartować i miło traktuje studentów. Ale dzisiaj powiedział coś co mnie rozwaliło.....Zajęcia trwają już pewien czas i w pewnym momencie profesor spogląda na swój zegarek i się zamyśla....tak patrzy i mówi : "Miałem kiedyś kolegę, już nie żyje niestety, który miał wspaniały zegarek, piękny taki duży tak zwany czasami "Cyber Blat", ale ten zegarek wyróżniał się od wszystkich innych bo on nie miał żadnych wskazówek i cyferek i żadnych innych bzdetów, w miejscu wskazówek widniał napis i zawsze jak się na niego spoglądało pisało: O KU#WA JAK PÓŹNO!!!


Pewnego razu pewien facet siedział sobie na szkoleniu z zakresu pierwszej pomocy i zachowania się w dziwnych przypadkach. Tego akurat dnia mówiono o porażeniach prądem.
W/w facet wyszedł ze szkolenia i zobaczył: płot połączony ze skrzynką z napisem "uwaga wysokie napięcie" i innego faceta mocno trzymającego płot i trzęsącego nogą. Natychmiast przypomniał sobie, czego uczono go na szkoleniu. Po pierwsze odłączyć pacjenta od źródła prądu. Koleś wziął długi drewniany kij, podszedł do faceta przy płocie i z całej siły walnął go kijem w ręce (jak wiadomo u ludzi rażonych prądem napinają się wszystkie mięśnie i ciężko ich oderwać). Następnie zadzwonił po pogotowie.
Przyjechali sanitariusze i ze zdziwieniem zauważyli na ziemi faceta z po łamanymi rękoma trzęsącego się ze śmiechu. Po zabraniu go do karetki zapytali, co się stało a facet odpowiedział: "Panie bo ja tylko miałem kamyk w bucie"


Na studiach asystent poprosił nas, byśmy zbadali, powiedzmy panią X... Poszliśmy tam, ale zastaliśmy pacjentkę w głębokim śnie. Jako studenci III roku wycofaliśmy się dyskretnie na korytarz. Po mniej więcej pół godziny dotarł nasz asystent.
- I co? - zapytał rześko.
- Niestety, pacjentka spała i nie uważaliśmy za stosowne jej budzić - padła chóralna odpowiedź grupy..
- Spała??? A sprawdziliście EEG?
(zgon stwierdzono jakieś 20 minut przed momentem, w którym do niej dotarliśmy)


Niedaleko sosnowieckich akademików jest sklep DEL-a, taki co to się jeździ wózkami, kiedyś jak tam byłem na zakupach to była promocja Milki (wiecie, tej krowy) i jako reklamę wystawili naturalnych rozmiarów sztuczną krowę z ogggggromnym dzwonkiem pasterskim, krowa była sztuczna ale dzwon prawdziwy.
Podczas gdy ja szukałem zupek w proszku, jakiś facet podszedł do krowy i z całej siły zadzwonił w ten dzwon, rozległ się donośny gong, a potem następny, ludzie z zaciekawieniem obracają głowy a gostek na całe gardło:
"Módlmy się....!"


Instruktor - na moje oko lat około 50, siwy, z bródką w okularach. Gdy go pierwszy raz zobaczyłem zrzedła mi mina, bo właśnie na takiego nie chciałem trafić - starego zrzędę czepiającego się każdej rzeczy. Po przywitaniu się itd. po raz pierwszy wyjeżdżałem na miasto już gotów na wysłuchiwanie setek uwag odnośnie prowadzenia auta w moim wykonaniu i wtem usłyszałem:
- Trąb!!!!!! – to wydał z siebie donośnie instruktor.
- ...ale co się stało?? - nieśmiało zapytałem
- No zobacz jaka dupa idzie! TRĄB!!!!!!


Pracuje sobie w takiej przyjemnej instytucji w Kamieniu Pomorskim, co się zowie kafejka internetowa... dziś rano przychodzi kobieta, siada przy komputerze... po niecałej godzince mnie pyta czy mógłbym jej zgrać na dyskietkę kilka plików tekstowych... mówie, że oczywiście (za to mi płacą). Sprawdzam pojemność i mówię, że jest tego sporo, raczej nie zmieszczą jej się na jednej dyskietce... Kobieta odrzekła: "...to ja w takim razie zmniejszę czcionkę", a moje życie nabrało sensu…


Kurs oficerów ma zajęcia z materiałów wybuchowych. Na zajęciach teoretycznych omawiane są zapalniki, między innymi zapalnik o symbolu MUW. Pewnego dnia przychodzi pora na zajęcia praktyczne i prowadzący pokazuje gronu oficerów zapalnik i pyta się jednego z nich, co to za zapalnik. Oficer zakłopotany, bo nie ma zielonego pojęcia, co gościu trzyma w łapie. Koledzy cicho podpowiadają "Janek MUW". Oficer wali buraka i drze się:
- Co mam ku#wa mówić jak nic nie wiem.


Historia opowiadana przez wykładowców: W dawnych czasach jeden z profesorów miał taki dziwny zwyczaj, że rzucał kredą w studenta, który nie uważał. Jak student nie złapał kredy słyszał groźne: "Pan nie uważa. Proszę wyjść."
Raz student kredę złapał i odrzucił prosto w wykładowcę. Zaskoczony pan profesor powiedział tylko: "O cholera. Nie uważam"...
...i wyszedł


Historyk i zarazem geograf w moim liceum też ma fajne fazy. Raz wszedł do klasy popatrzył na ans potem na kartki, które trzymał w ręku i powiedział:
-Spójrzcie przez okno.
No to wszyscy do okien.... i nic. Wszystko wydaje się być OK. Spojrzeliśmy pytająco na profesora, a on do nas:
- Co widzicie za oknem?
No to my, że:
- Drzewa, ludzi, ulice, samochody..
Tu profesor zadał kolejne pytanie:
- Co robią te samochody?
Kolega rzucił szybkie "odjeżdżają"
Na co profesor:
-To zupełnie jak wasza matura z geografii, właśnie sprawdziłem wasze klasówki...

Następnego dnia profesor (ten sam) oddawał sprawdziany z historii. Napisał na tablicy oceny i wymagane na nie punkty. Zrobił linię miedzy 3 a 4 i powyżej przemiłym uśmiechem na twarzy powiedział:
- To powyżej to science fiction…


Historię tą opowiadał mi kolega, dzisiaj szanowany lekarz rodzinny, świetnie za swoją pracę opłacany, a w wtedy, na początku lat osiemdziesiątych, poniewierany student lubelskiej AM.
Otóż na jego wydziale, biofizyki uczył pan nazwijmy go X, powszechnie nie lubiany i to nie tylko przez studentów ale i przez tzw. ciało pedagogiczne uczelni.
Pewnego razu do ostatniego już możliwego terminu zaliczenia u pana X stanęło dwóch studentów. Po odpytaniu ich, X stwierdził, że jednemu zalicza a drugiemu niestety nie. Wziął jeden z dwóch indeksów, wstawił tróję, potem podpisał i w tym momencie wszyscy zorientowali się, że pozytywa wstawił nie temu co trzeba. Chłopak był na tyle przytomny, że wyrwał mu indeks z ręki i wybiegł z pokoju.
Pan X zerwał się i rzucił się pędem za nim. Wybiegli z budynku i tu stał się cud. Studentowi udało się zatrzymać wolną taksówkę (przypominam początek lat 80-tych) Kazał się błyskiem wieźć do dziekanatu, znajdującego się w innej części miasta. Tam nie zatrzymując się nawet przy sekretarce, wpadł jak burza do dziekana. Opowiedział, w jaki sposób zdobył tróję i co się stało potem. Dziekan kazał mu siąść, wziął jego indeks, wpisał jedno z najpiękniejszych zdań w historii literatury, "zaliczam ..... semestr studiów ", podpisał się, namoczył w tuszu pieczątkę i trzymając ją w ręku czekał. Po kilku minutach do pokoju wpadł X i z progu krzyczy " Panie dziekanie....."
A dziekan na to:
- Za późno panie kolego. - i z całej siły wbił pieczątkę do indeksu .


Wracam z pracy nocnym autobusem, wsiadam w środku pusto, kierowca coś do mnie zagaduje, więc siadam obok niego i zaczynamy rozmawiać (oczywiście nie mam biletu). Po jakichś 15 przebytych kilometrach wjeżdżamy do miasta, w autobusie dalej pusto, na pierwszym przystanku do autobusu środkowymi drzwiami wsiada 2 kanarów (z daleka widać plakietki).
Kierowca: Ma pan bilet?
Ja: Ne mam.
Kierowca: No to niech pan ucieka.
Po czym otworzył mi przednie drzwi.
Z zewnątrz zauważyłem tylko jak kanarom szczeki opadły.


Mam znajomego muzyka, słuch absolutny, swego czasu asystentował na akademii muzycznej w Katowicach. Lubiał wypić.
Dorabiał jako organista w bytomskich kościołach i pewnej niedzieli grał do mszy trochę wcięty.
Ludzie idą do komunii - on gra.
Po mszy ksiadz sie pyta:
- Panie Jacku, co to było co pan grał podczas komunii, ładne to było, ale nie znam tego...
- noooo...... "Gwiezdne Wojny"


Historia, która mi opowiedziała mama mojej dziewczyny.
Sytuacja działa się jakiś rok temu... Pani Gosia (tak ma na imię teściowa moja) ze znajomymi z pracy postanowiła sobie zrobić jaja z ich kolegi(niestety imienia nie pamiętam). Przekonywali go z miażdżącą powagą, że gdy jeździ do zakładu to mija rancho strusi przy drodze... (co było oczywiście totalnym bajerem bo najbliższa hodowla jest oddalona o jakieś 200 km od mojej mieściny). Gość początkowo nie dawał się przekonać, ale po godzinie przekonywań i zakładów... chyba rzeczywiście zaczął w to wierzyć... Reszta pracowników oczywiście rechotała cicho ze śmiechu.. ale przy głównym bohaterze kawału zachowywali kamienna twarz.
Minęło kilka dni... dzień w pracy jak każdy... nagle wpada ów zrobiony w balona pracownik i krzyczy:
- No nie uwierzycie mi co się dzisiaj stało!!! Jadę sobie moim peżotkiem do pracy... wyjechałem na prostą przed torami... i normalnie widzę kątem oka jak mi obok struś popier#ala!


Poszedłem ze szwagrem i córką (3 l.) do sklepu pod nazwą małego zielonego z wyłupiastymi gałami (aż dziw bierze, ile sie tego namnożyło ostatnio).
Zatankowałem koszyk i podszedłem do lady - gość kasuje browary i pyta się:
- co jeszcze?
W tym momencie córeczka ciągnie mnie za rękę i mówi że miałem jej kupić jajko niespodziankę (kinderjajo) - no to ja podnoszę córkę do półki, aby sobie wzięła a do gościa mówię (naprawdę nie wiem czemu):
- Jajco!
Gość osłupiał...


Koniec lat 80. Ja i moi kolesie stoimy w kolejce do sklepu muzycznego bo ponoć kostki* przywieźli.
No i stoi obok nas babińka tak około 70-80 lat i koleś mówi, czy przypadkiem nie stoi za artykułami AGD (sklep obok).
Babińka:
- Ależ skąd młodzieńcze, wnuk ma urodziny to stoję za dystorszynem** i flendżerem***
No normalnie nas ścięło.


Znajomi mają prawie 3 letniego synka, który jest niesamowity, jak każde dziecko. Ostatnio jechaliśmy samochodem, a że jego ojciec uwielbia szybką jazdę, siedziałam sobie cicho i co jakiś czas , w "krytycznych sytuacjach" zamykałam oczy, ponieważ w przeciwieństwie do niego bardzo tego nie lubie. Ale kiedy zaczął wyprzedzać autobus, jak to się delikatnie mówi "na trzeciego" , nie wytrzymałam i zaczęłam krzyczeć , a wtedy Kubuś powiedział:
- Ciocia nie bój się, trzym się.
A później pochylił się do przodu , najbardziej jak tylko pozwalały na to pasy w foteliku i zaczął wrzeszczeć:
- Tata, rozjedź go, rozjedź!!!!


Nie tak dawno mój syn lat 11 opowiedział mi dowcip o pająku i biedronce. Więc spytałam czy on wie, co to znaczy. Wykręcił się i nic nie odpowiedział.
Kilka dni później na spacerze, koło opuszczonego domu zauważyliśmy damskie majtki i opakowanie po prezerwatywie.
Mój syn popatrzył na te eksponaty, po czym pod nosem wydukał:
- Widzisz mama, tu chyba byli pająk z biedronką.





Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości

Linki

Copyrights

Tłumaczenie: Polski Support MyBB Silnik MyBB Styl: Darek